Wróciłam! Zachwycona co niemiara, napatrzona na cuda i napełniona takimi fluidami, że wczoraj zrobiłam prawie jednego kolczyka, dziś wisior i parę wkrętek, (bo na mnie, to dużo).
Odwiedziłam m. in.
Karolinę. Obie z mamą zakupiłyśmy sobie u niej po parze przepięknych kolczyków :) Oto one:
Pierwsze moje, drugie matuś. Możecie je także zobaczyć u
Karoliny TUTAJ.
Dziękujemy!!! Są naprawdę piękne :)
Najlepsze zdjęcie całej wycieczki :)
A teraz moje rękoczyny siłowe z szlifierko - polerko - i czym ona tam jest jeszcze :)
Na pierwszy rzut oka widać ogromną różnicę. Jedna nakładka jest wypolerowana polerką filcową z pastą polerską.
No, może tylko zdjęcie nie takie, bo światła już dobrego nie ma, ale wierzcie, że jest różnica! ;)
Nowe sztyfciki wykonane z 12-milimetrowych briolettów Swarovskiego w kolorze Silver Night oraz srebra.
I wisiorzysko zrobione przeze mnie z miedzianych kolorowych drutów, kulki agatu fasetowanego, kulki crackle, kulki sardonyksu, oraz drewienka znalezionego w jeziorze Ledniku :) Też potraktowałam go szlifierką, więc jest gładziuśki. Ze względu, że niektórzy nie widzieliby żadnych wartości arty - biżuteryjnych, czyli po prostu mówiąc dla nich to byłby zupełnie niepotrzebny kawałek drewna, zgłaszam na Asiowe wyzwanie :)
Oj, ona się ze mną po prostu użera :), to już 4 praca na wyzwanie! :) Właściwie, to ja prawie wszystko po trochu recyklinguję :)
O, a nazwa wisiora to "Syrenie włosy", takie zaplątane przez morze, z zaplątanymi różnościami ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)
P.S. Kolejny wywiadzik dla Pasartu już się szykuje! :)